wtorek, 8 stycznia 2019

Trzy krótkie, trzy długie trzy krótkie. Za mało chorób.

Żyję. Jeeej. Niestety, wciąż się trzymam życia.
Myślę o tym, co się stało. Kiedy nastąpiła ta decyzja w moim życiu, że z normalnego człowieka stałam się tym, kim jestem teraz. Nie mogę wyłowić tego momentu z mojej pamięci, a bardzo bym chciała. Czy to w ogóle była moja decyzja, czy jakieś głupie zrządzenie losu? Gdybym chociaż znała ten moment, może coś by się zmieniło, może mogłabym to jeszcze jakoś cofnąć. Co za pojebane pomysły mi się w ogóle już roją w głowie. Chyba po prostu nie mogę już sama ze sobą wytrzymać. Małżeństwo w takiej sytuacji by się rozwiodło, a co ze mną? Czy mogę się rozwieść sama ze sobą? Ktoś coś?
Byłam dziś u dentysty, tzn. próbowałam być, ale nieuprzejma stara typiara najpierw zaczęła na mnie fukać, że mam obrzydliwe zęby, a potem powiedziała, że w żadnym wypadku nie dostanę znieczulenia, bo mi nie jest potrzebne. Więc musiałam stamtąd wyjść i płakać, tak długo aż się znalazłam w mieszkaniu, nie wiem w sumie jak to się stało. I cóż, parodia jaką jestem przybiera kosmiczne rozmiary najwidoczniej. Nie potrafię już nawet iść do dentysty.  Mam podobno ropień dziąsła z przetoką. Może dostanę sepsy i umrę. To by było najlepsze rozwiązanie.
Przez te lata technikum nauczyli mnie tylu chorób, aż sama się dziwię jak wielu. Setki, jeśli nie tysiące. A jednak żadna nie daje objawów w postaci otwierających się nadgarstków. Nie ma takiej, którą mogliby mi wykryć po śmierci, na którą mogliby zwalić stan w jakim mnie znajdą. Nie będę żadnym ciekawym przypadkiem dla nikogo, to prawie smutne, gdy o tym myślę. Czemu tych chorób jest tak mało? Mogłabym przecież dzisiaj na coś zachorować, a potem spokojnie się położyć spać i już nie obudzić. Mogłabym, prawda? Nic by to nikomu nie szkodziło.
Przyznałam się Lamie do moich planów. Powiedziałam mu, że jeszcze kilka lat i baj baj świecie, zmywam się stąd na dobre. Może skończę studia, stworzę złudzenie, że mam szczęśliwe dorosłe życie, odsunę od siebie bliskich, tak, żeby nikt specjalnie po mnie nie płakał. I po cichutku, bez zbędnych dramatów sobie pójdę, żeby wreszcie przestać się męczyć. Napawam się tą cudowną wizją. Tylko jak wytrzymać do tego czasu? Jak przetrwać 5 lat, skoro nie umiem nawet do dentysty pójść? Przecież to jakaś jebana parodia.
I jak to się ma do tego, że podobno jestem wierząca, że nie zabijaj itd? Wszystko wiem, wiem, że to grzech, wiem, że nie powinnam. Wiem, że Pan nie daje cięższych krzyżów, niż się jest w stanie unieść. Wiem, że ci którzy są umęczeni i utrudzeni zostają przez Niego pokrzepieni. Wiem, że On jest Zmartwychwstaniem i Życiem. Wiem, że mi tego nie wybaczy i stracę Go na zawsze, jeśli to zrobię. I wiem, że już dłużej nie daję rady i że nie mam pojęcia jak wobec tego Go nie stracić.
Jak tego nie zrobić?
Trzy krótkie, trzy długie, trzy krótkie. Chciałam dzisiaj się pociąć, ale lokatorka przyszła do mieszkania i stchórzyłam. Tylko się poszczypałam trochę w brzuch, wysoko, prawie na żebrach, więc ok, nikt nie zobaczy. Ale straszna lipa, mało bolało i nawet nie dałam rady do krwi. Może następnym razem spróbuję bardziej się postarać, jak będę sama. Zobaczymy.

Jezu, czy ty słyszysz? Zabierz mnie teraz, już, zanim to wszystko się stanie. Nie chcę Cię stracić, tak naprawdę bardzo nie chcę. Jeśli ty mnie też nie, to mnie zabierz po prostu. Już nie czekaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz